Pogled iz svemira na oluju u Takla Makanu Takla Makan i Tarimska zavala na zemljovidu Takla Makan (ujgursky تەكلىماكان قۇملۇقى, kineski 塔克拉玛干沙漠 "Uđeš, a ne izađeš") je azijska pustinja smještena u regiji Središnje Azije, točnije u Tarimskoj zavali između mladih nabranih gorja; Kven Luna na jugu, Tian Šana na sjeveru i Pamira na zapadu. 12 odnosi.
Find Takla Makan Desert stock photos and editorial news pictures from Getty Images. Select from premium Takla Makan Desert of the highest quality.
Większą część Kotliny Kaszgarskiej zajmuje pustynia Takla Makan. Należy do najsuchszych obszarów na Ziemi. Na całym jej obszarze roczne opady nie przekraczają 50 mm, a w niektórych rejonach nawet 5 mm. W płn.-wsch. części pustyni występują pola wysokich wydm o względnej wysokości 150–300 m.
cash. Są takie nazwy, których brzmienie wywołuje dreszcz emocji. Samarkanda, Timbuktu, Karakorum – jako dziecko wyszukiwałam je na mapach, wyobrażając sobie niezwykłe i pełne przygód podróże. I choć były to czasy, w których trudno było przekroczyć jakąkolwiek granicę, nigdy nie wątpiłam, że kiedyś będę podróżować do tych właśnie, wymarzonych, egzotycznych miejsc. W końcu kto zabroni dziecku marzyć? Pustynia Takla Makan była jednym z tych miejsc. Czyż bowiem ta nazwa nie brzmi niesamowicie? Druga największa piaszczysta pustynia świata, której powierzchnia bliska jest powierzchni Polski, przez setki lat była postrachem wędrowców przemierzających Jedwabny Szlak. Piaszczyste wydmy pogrzebały zapewne tysiące karawan. Zajmuje ona cały środek prowincji Xinjiang, a otaczają ją rejony bynajmniej nie bardziej przyjazne dla wędrowców. Potężne łańcuchy górskie – Karakorum, Tien-szan i Kunlun, zamykają wszelkie szlaki od północy, zachodu i południa. Na wschodzie rozpościera się kolejna pustynia, czyli Gobi. Nawet dzisiaj podróż tędy nie jest łatwa, strach więc pomyśleć, z czym musieli się mierzyć choćby wiktoriańscy odkrywcy, szpiedzy biorący udział w Wielkiej Grze, czy też poszukiwacze przygód. Jechaliśmy do Xinjiangu na krótko, traktując ten wyjazd rekonesansowo. Chciałam zobaczyć, jak tam jest, czy warto pojechać tam na dłużej i jak się do takiego poważniejszego wyjazdu przygotować. Jednak nawet mając w planach tylko niedługi pobyt w okolicach Kaszgaru, nie mogłam darować sobie choćby krótkiego wypadu na pustynię Takla Makan – jestem pewna, że to rozumiecie. Powiem od razu, że naszą pustynną wycieczkę trudno uznać za specjalnie udaną. Na szczęście jednak pustynię zobaczyłam – dotknęłam piasku, a nawet przejechałam się na wielbłądzie. Trzeba przyznać, że mało brakowało, a by się to nie udało, i to bynajmniej nie dlatego, że okoliczności nie sprzyjały. Okazało się, że drugą największą piaszczystą pustynię świata może być trudno znaleźć… Postanowiliśmy bowiem nieco zaoszczędzić (zły pomysł, od razu wam go odradzam) i nie płacić strasznych kwot za porządnie zorganizowany, dwudniowy wypad. Podejrzewaliśmy, nauczeni dotychczasowymi doświadczeniami z chińskimi agencjami, że nawet pozornie niezła agencja nie sprosta naszym oczekiwaniom, a ceny takich wycieczek z Kaszgaru były naprawdę absurdalne. Oczywiście, można po prostu wynająć samochód z kierowcą i po prostu dać się na pustynię zawieźć, można też przejechać się autobusem po trasie przecinającej Takla Makan, Chińczycy dali bowiem radę taką zbudować! Niestety, nieopatrznie wspomniałam kiedyś Oli, że można też wybrać się na wycieczkę na wielbłądach, w związku z czym każda inna opcja spotykała się z ostrym sprzeciwem Młodej. No trudno, chcieliśmy tylko tę pustynię pomacać, ale niech będą wielbłądy… Bo zapoznaniu się z cenami w agencji turystycznej, spytaliśmy w naszym hostelu, czy nie byliby w stanie zorganizować takiej wycieczki nieco taniej. Byli. Zamówili nam kierowcę, który miał nas dowieźć na skraj pustyni, do ludzi, którzy mają wielbłądy i pozwolą nam się na nich przejechać. Bez problemu znaleźliśmy też w hostelu innych chętnych, dzięki czemu całość zrobiła się całkiem przyjemna cenowo. Kierowca przyjechał wcześnie rano i w dobrych nastrojach wyruszyliśmy w stronę dawnej oazy, czyli położonego na skraju pustyni miasta Yarkand. Na pustyni Takla Makan Towarzystwo było wesołe – mieszkająca na stałe w Szanghaju Brytyjka, rozpoczynająca dopiero ponad roczną podróż Austriaczka i jeżdżący po Chinach Szwajcar. Opowiadaliśmy sobie popularne w naszych krajach dowcipy i czas szybko mijał. Po mniej więcej trzech godzinach dotarliśmy do Yarkand, przekonani, że wkrótce zobaczymy ciągnące się po horyzont wydmy. Cóż, dobrze, że nie wiedzieliśmy wtedy, ile jeszcze czasu upłynie, zanim zobaczymy choć odrobinę piasku. Kierowca zaczął bowiem błądzić. Przejechał przez miasto, pokręcił się po bocznych dróżkach, zaczął pytać o drogę, a kiedy po raz kolejny przejechał przez tę samą rzekę, zdaliśmy sobie sprawę, że nie wie, dokąd jedziemy. Każdy zapytany przechodzień machał ręką w innym kierunku, a nasz kierowca słuchał wszystkich. Wszystkich! Czyli jeśli ktoś machnął w prawo, jechał w prawo, choć dwie minuty wcześniej inna osoba machała w lewo. Mapy nie miał nikt, a kierowca, jak się później przekonaliśmy, nie potrafił czytać chińskich znaków. Niestety, nie wszędzie były tablice po ujgursku, zresztą wkrótce wjechaliśmy w takie rejony, w których tablic nie było wcale. Minęła godzina, potem druga, a pustyni wciąż nie było widać. Obejrzałam z niedowierzaniem mapę – w okolicach Yarkand pustynia jest dosłownie wszędzie – nie trafić na nią wydawało się całkowitym absurdem! Po sześciu godzinach spędzonych w samochodzie zaczęło nam być wszystko jedno. Poczułam, że rozumiem podróżników, którym pustynia odbierała chęć do życia – mi się nic już nie chciało, a nawet jej jeszcze nie zobaczyłam! Wreszcie stał się cud. Kolejne osoby zaczęły machać w tym samym kierunku, drzewa rosnące po obu stronach drogi zaczęły być coraz bardziej zakurzone, aż nagle dotarliśmy do końca drogi. Przed nami wznosił się spory, pusty budynek, a za nim nie było już nic oprócz piasku! Wbrew zapewnieniom chłopaka z hostelu nikt tam na nas nie czekał (tak naprawdę to im się nie dziwię), a cenę przejażdżki musieliśmy ostro negocjować. Po tylu godzinach drogi nie zamierzaliśmy jednak odpuścić i po interwencyjnym telefonie do Kaszgaru udało się uzyskać cenę, jaką nam wcześniej obiecano. Panowie wprawdzie stwierdzili wtedy, że oni tym zwierzakom nie ufają i nie mają zamiaru trząść się na ich grzbietach, ale my, dziewczyny, nie odpuściłyśmy. Osiodłano nam cztery wielbłądy i wyruszyłyśmy prosto w piach. Wprawdzie okazało się, że obrzeża pustyni całkiem jałowe nie są, a na wydmach rośnie sporo krzaczków, ale jedno spojrzenie w stronę horyzontu wystarczało, by wyobraźnia zaczęła działać. W końcu tego piachu było tam więcej, niż jest z Gdańska do Zakopanego! Sama przejażdżka to nic specjalnego – najfajniejsze było schodzenie ze stromych wydm. Łukasz, który chodził w pobliżu pieszo, wypatrzył takie wtapiające się w tło jaszczurki. Żałowałam, że nie zdecydowaliśmy się pojechać do Hotanu, w okolicach którego pustynia wygląda bardziej imponująco. Tam też pogrzebane są ruiny miast, w których niegdyś zatrzymywali się strudzeni wędrowcy i z których zachodni archeolodzy wywieźli tysiące skrzyń pełnych skarbów. Cieszę się jednak, że udało nam się dotrzeć chociaż do tego skraju pustyni i spełnić jedno z dziecięcych marzeń. Shipton’s Arch Góry otaczające Kaszgar skrywają w sobie zapewne wiele tajemnic. Niesamowite jest choćby to, że coś tak spektakularnego jak najwyższy łuk kamienny na świecie zostało odkryte niecałe siedemdziesiąt lat temu. W dodatku odkrycie to zostało niejako zapomniane, przynajmniej w świecie zachodnim, i dopiero w 2000 roku wyruszyła sponsorowana przez National Geographic ekspedycja, mająca na celu pierwsze wejść na łuk i niejako ponowne odkrycie go dla obcokrajowców. Jeszcze kilka lat temu nikt tam nie jeździł – szlak wytyczono podobno w zeszłym roku, w tym zaś zbudowano w kilku miejscach ułatwiające wędrówkę schody. Turystów jest wciąż niewielu, zarówno zagranicznych, jak i miejscowych. Jednak, jak to w Chinach, widać, że miejsce wkrótce zacznie być tłumnie odwiedzane – jest już zresztą przygotowany wielki parking i spory budynek, w którym sprzedawane są bilety wstępu na szlak. Na szczęście wszystko to świeci jeszcze pustkami. Samo miejsce zapiera dech w piersiach. Łuk nazwany na cześć odkrywcy, brytyjskiego wspinacza i podróżnika, Erica Shiptona, należy do takich miejsc, których po prostu nie da się dobrze sfotografować. Jak oddać majestat tego miejsca, świdrującą wręcz ciszę, niesamowitą pustkę i ciągnące się po horyzont góry? Jak zmieścić w kadrze łuk skalny, pod którym zmieściłby się nie tylko Pałac Kultury, ale także Empire State Buliding? Łuk wznosi się bowiem na mniej więcej 500 metrów, zaś “dziura” przez niego utworzona ma około 400 metrów wysokości. Wędruje się do niego mniej więcej przez godzinę. Trasa prowadzi wyschniętym korytem rzeki, a następnie zaczyna się wspinać między rudymi skałami, po kamiennych osuwiskach. Gdy dochodzi się do miejsca, z którego widać wreszcie łuk, można przeżyć rozczarowanie. Z oddali wydaje się on mało imponujący, a pogłoski o wysokości nieco przesadzone. Kiedy jednak podejdzie się całkiem blisko, łuk nagle się odsłania, a zaskoczonemu wędrowcowi zaczyna brakować tchu – nie tylko z powodu wspinaczki po kamieniach, ale przede wszystkim z wrażenia. Żaden kadr nie jest w stanie pomieścić całości, można więc schować bezużyteczny aparat, usiąść i wpatrywać się w ten cud natury. Powietrze drga, wokół latają żyjące w tym surowym otoczeniu kruki, słońce chowa się powoli za łukiem, czas się zatrzymuje. Nie dziwię się, że pierwsi odkrywcy nie mogli tu dotrzeć. Widzieli łuk z daleka, z odległości kilkunastu kilometrów, błądzili jednak wśród skał, natykając się na przeszkody nie do przebycia. Udało im się dopiero przy czwartej próbie, kiedy zrezygnowali z podejścia od południa i postanowili spróbować od północy. Chętnie przemierzyłabym choć kawałek tych gór piechotą, z namiotem, na razie jednak jest to bardzo trudne. Xinjiang kryje wiele takich klejnotów. Niepokoje na tle etnicznym sprawiają, że Chińczycy nie promują tego regionu, i może to nawet dobrze. To wciąż dzikie okolice, zamieszkane przez przyjaznych ludzi, pełne miejsc, do których turyści prawie nigdy nie docierają. Nam udało się go zaledwie dotknąć, poskrobać po powierzchni, a i tak jesteśmy zafascynowani. Wielobarwne góry, niektóre pokryte wiecznym śniegiem, inne zawsze gorące, miasta pogrzebane pod piaskiem pustyni, wysokogórskie łąki, rwące rzeki – tak wygląda Xinjiang. Mieszkają tu Ujgurzy, Kazachowie, Tadżykowie, Kirgizi i oczywiście Chińczycy. Mówią wieloma językami, jedzą niesamowicie różnorodne i smaczne jedzenie. Rosną tu najlepsze melony świata, a dzięki bujnie owocującej winorośli produkuje się tu słodkie wino. Warto było pokonać biurokratyczne przeszkody i przejechać przez wysokie przełęcze, by tu dotrzeć. Mam nadzieję, że tarcia polityczne oszczędzą ten region, a kultura ujgurska przetrwa. Że mimo budowy nowych dróg, przyroda pozostanie tu dzika i piękna. I mam nadzieję, że tam wkrótce wrócę!
Poniższy tekst powstał w 1996 roku, jako tłumaczenie, dlaczego Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Opalenicy otrzymał (nieformalną) nazwę “Taklamakan”. Obecnie Taklamakan "zszedł do podziemia", a opalenicki MGOK w styczniu 2016 r. przyjął dumną nazwę “Centrum Kultury i Biblioteka im. Powstańców Wielkopolskich”. Od 2015 r. aktualny dyrektor oraz burmistrz bardzo się starają wymazać 20 lat mojej pracy (1995-2015) na rzecz opalenickiej kultury. Mimo wszystko pozostawiam tekst w pierwotnej wersji. [A3] TAKLAMAKAN (właściwie Takla Makan) to nazwa pustyni w zachodnich Chinach, graniczącej z pustynią Gobi. Prawie każdy, kto o tym wie lub właśnie się dowiedział pyta, czy to oznacza, że Ośrodek Kultury w Opalenicy (a może nawet całe miasto) jest pustynią kulturalną? Myślę zatem, że warto przytoczyć kilka argumentów świadczących o tym, że nazwa pustyni może być odpowiednia dla ośrodka kultury w takim mieście jak Opalenica. 1. Pustynia to takie dziwne miejsce, które sprawia wrażenie całkowicie martwego. Wystarczy jednak, że na wysuszoną glebę padnie kilka kropel orzeźwiającego deszczu (co podobno zdarza się nawet na pustyni), a nie wiadomo skąd wypełzają różne stwory i pojawiają się rośliny. Podobnie jest w Opalenicy – kłopot tylko polega na tym, że często trudno o odpowiedni „deszcz” :-) 2. Na pustyni Takla Makan odkryto w latach 70. nadzwyczaj dobrze zachowane mumie ludzkie odziane w kolorowe spódnice, buty, pończochy i kapelusze. Ci ludzie nie byli Azjatami, lecz – najprawdopodobniej – przybyszami z zachodu, z Kaukazu. Wielu antropologów uważa ten fakt za dowód istnienia w przeszłości, na terenach dzisiejszej Takla Makan, multietnicznej cywilizacji, w obrębie której plemiona z różnych stron świata żyły ze sobą w pokoju. Moim marzeniem jest, aby również w Opalenicy było miejsce dla ludzi różnie myślących i różnie czujących, i aby wszyscy znaleźli w sobie dość tolerancji dla odmienności innych. 3. „Takla Makan” tłumaczy się: „możesz wejść, ale nie możesz wyjść* ”. Chcemy, aby i nasz Ośrodek miał taką siłę przyciągania, że nie zechcesz go opuścić!! 4. No i wreszcie argument „muzyczny”: ta nazwa po prostu dobrze brzmi i na dodatek przykuwa uwagę. Czy przeczytałbyś (przeczytałabyś) ten tekst aż do tego miejsca, gdyby nasz ośrodek nazywał się po prostu: „Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Opalenicy”?! Ta nazwa działa jak sygnał karetki pogotowia w ruchu ulicznym – po prostu nie da się nie zwrócić na nią uwagi. I o to właśnie chodzi!! A tym, którzy twierdzą, że to słowo jest trudne do wymówienia proponuję następujące ćwiczenie: wymawiaj na przemian – np. 10 razy – „takla-makan” i „coca-cola”... No i jak – rzeczywiście takie trudne? :-) A3 * Okazuje się, że nazwa Takla Makan oznacza "miejsce łuków" - piasek na pustyni układa się bowiem w wydmy o takim kształcie: No cóż, ten tekst powstał w 1996 roku, kiedy jeszcze nie było wyszukiwarki Google (ruszyła w 1998r.), więc trudno było zweryfikować informacje znalezione w prasie. Kiedy w końcu się to udało, byłem ogromnie rozczarowany tym prozaicznym tłumaczeniem i mimo wszystko postanowiłem nie zmieniać powyższej interpretacji :-)
Yrkand – dawny przystanek Jedwabnego Szlaku z przyjemną do zwiedzania ujgurską starówką, gdzie w labiryncie zaułków kryją się warsztaty rzemieślników, tradycyjne, gliniane domy oraz bazary pełne interesujących pamiątek. Spacerując uliczkami można dotrzeć między innymi do zabytkowego fortu, meczetu Altunluq oraz grobowca Amannisahan – mauzoleum poświęconego żonie chana żyjącego w VI w. Jedwabny Szlak – starożytna droga łącząca Chiny z Europą i Bliskim Wschodem może być tematem zupełnie oddzielnej podróży zajmującej cały wolny czas. Znaczna część szlaku kupieckiego wiodła przez Chiny, dlatego w wielu miejscach pozostało mnóstwo pamiątek po legendarnym trakcie sięgającym długością około 12 tys. km. Jedwabny Szlak wykorzystywany od III w zaczynał się w Chang’an, prowadził łukiem na północny zachód przez prowincję Gansu i rozdzielał się na tereny ograniczone Wielkim Murem, pustynie Lop Nor i Takla Makan, a także dziesiątki innych rozgałęzień. Wzdłuż wielu nitek handlowej drogi powstawały oazy goszczące karawany kupców, poszukiwaczy przygód, awanturników i mnichów przemierzających setki kilometrów w szerzeniu buddyzmu. Znaczenie szlaku łączącego rozmaite kultury zmalało w XVII wieku, kiedy odkryto drogę morską do Chin. Chociaż nazwa odnosi się głównie do jedwabiu, kupcy transportowali także żelazo, proch, papier, złoto, wyroby jubilerskie, rośliny i dzieła sztuki buddyjskiej, przez co często byli narażeni na napady ze strony rabusiów i koczowników zamieszkujących pustynne stepy. Do tej pory pozostałości Jedwabnego Szlaku i pamiątki z nim związane można podziwiać w poszczególnych muzeach i oazach, a także poznawać w historiach opowiadanych przez mieszkańców regionów, przez które przebiegała handlowa droga. Podróż tropem takich miejsc może okazać się ciekawym pomysłem na spędzenie urlopu. Ruiny Jiaohe – pozostałości miasta, znajdujące się kilkanaście kilometrów od Turfanu, pochodzą z II w. i przez kilkaset lat były stolicą królestwa Jushi. Strategiczny punkt nie przetrwał jednak licznych pożarów i rebelii, po których pozostały szczątki bram, świątyń, budynków użyteczności publicznej i cmentarzy, składające się na obraz miasta. Spacer po tym miejscu może okazać się nastrojowym spędzeniem wolnego czasu, wzbogaconym o powiew historii. Bezeklik – turyści z Turfanu często wybierają się na zwiedzanie tzw. Płomiennych Grot wydrążonych przed wiekami w czerwonych, pomarszczonych skałach wyglądających jak płomienie migoczące w żarze płynącym z nieba. W sieci jaskiń, których wnętrza datowane są na VII w., turyści mogą obejrzeć buddyjskie posągi oraz malowidła ścienne przywodzące na myśl dawne sceny z Jedwabnego Szlaku. Po zwiedzeniu grot warto zainteresować się wspaniałymi wydmami, które warto zdobyć choćby dla zrobienia ciekawego zdjęcia. Gaochang – miłośnicy filmów przygodowych nie powinni ominąć rozległych ruin świadczących o wielkości starożytnego miasta Ujgurów. Zakończywszy spacer po pozostałościach dawnej stolicy warto poświęcić czas na wizytę w miejscu pochówku dostojników z Gaochang. W grobowcach Astana można co prawda obejrzeć unikalne malowidła ścienne, niemniej większość najlepiej zachowanych dzieł sztuki przeniesiono do muzeów w Urumczi i Turfanie. Dolina Winorośli – zjawiskowa oaza zieleni w środku pustyni, gdzie oprócz degustacji soczystych winogron można obejrzeć pokazy ujgurskiego tańca oraz zwiedzić muzeum poświęcone uprawianiu tej winodajnej rośliny. Wycieczka obejmuje także wizytę nad jeziorem Aiding, które potrafi się przemieszczać i ze względu na różne pory roku nie zawsze znajduje się na swoim miejscu. . Kuqa – niewielkie miasto z bogatą historią było przed wiekami ważnym punktem przy Jedwabnym Szlaku. Stamtąd pochodzi również jeden z najsłynniejszych chińskich buddystów – Kumarajiva, który żył w VI stuleciu i dzięki niemu buddyzm rozpowszechnił się w Chinach. Z kolei w VII wieku w mieście pojawił się podróżujący mnich Xuanzang, krzewiący idee buddyzmu podczas wzniosłych kazań. Kuqa jest siedzibą rozmaitych bazarów i targowisk, na które zjeżdżają się kupcy z okolicznych osad. Na ulicach miasta można spotkać rozmaite grupy etniczne takie jak Ujgurzy, Mongołowie, Kirgizi czy Mandżurowie, z kolei najciekawszym terenem na spacer jest okolica Starego Miasta pełna meczetów z środkowoazjatyckim kolorytem. Zwiedzić warto także grobowiec Moleny Ashidinhana, muzułmańskiego misjonarza przybyłego do miasta w XIV stuleciu, by później wypocząć w przyjemnym parku Xinghua. Turyści, którzy zostają w mieście dłużej, najczęściej wybierają się na zwiedzanie Jaskiń Tysiąca Buddów w Kizli (Kezier Qianfodong). Jaskinie Tysiąca Buddów – perełka środkowoazjatyckiej sztuki położona w pobliżu osady Kezier Qianfodong jest szczególnym miejscem za sprawą tajemniczych grot, które w swojej stylistyce wykończenia łączą styl hellenistyczny, hinduski i perski. Turyści mogą zwiedzić kilka udostępnionych grot ozdobionych wspaniałymi malowidłami ściennymi i posągami Buddy. Można tam poczuć tajemniczą atmosferę wywołaną półmrokiem i zapachem dogasających świec. Urumczi – stolica Kotliny Dżungarskiej i jedno z najważniejszych miast tej części Chin, z ponadmilionową społecznością. Dla turystów przybywających tam z zachodniej części Azji jest to pierwsze typowo chińskie miasto, z którym ma się do czynienia. Historia Urumczi sięga VII wieku, kiedy region przeszedł pod całkowitą kontrolę Chin. W tym czasie zatrzymywały się tam kupieckie karawany podążające Jedwabnym Szlakiem, a w wieku VIII napłynęła ludność ujgurska. W XVIII w. powstawały w okolicy liczne kolonie wojskowe mające tłumić muzułmańskie powstania. Kilka stuleci później, przed wybuchem II wojny światowej, pojawili się tam Sowieci, których zadaniem było również opanowanie rebelianckich zapędów trwających aż do lat sześćdziesiątych XX w. Obecnie Urumczi jest ważnym miastem przemysłowym, pełnym eleganckich domów i sklepów ciągnących się wzdłuż głównych ulic. Dla turystów nie ma tym zbyt wielu zabytków do oglądnięcia, niemniej z dziejami okolic można zapoznać się w Muzeum Autonomicznego Regionu Xinjiangu, z główną ekspozycją poświęconą historii Jedwabnego Szlaku. Dowiedzieć się tam również można o mniejszościach etnicznych zamieszkujących Kotlinę Dżungarską. W mieście nie ma jednoznacznie określonego centrum, a najprzyjemniejszym terenem dla turystów jest wzgórze Hongshan, gdzie można dobrze zjeść, zrobić zakupy, zwiedzić kilka świątyń i oglądać oddalone szczyty regionu Tien-Szan. Ze względu na najlepszą w tej części Chin bazę hotelową, z Urumczi najlepiej wybierać się na zwiedzanie okolic. W wielu restauracjach można nie tylko dobrze zjeść, ale również przypatrzeć się pokazom tradycyjnego tańca ujgurskiego. Tian Chi – Niebiańskie Jezioro położone około 100 km na wschód od Urumczi tworzy wyjątkowy pejzaż, którego podziwianie jest prawdziwą, turystyczną rozkoszą. Z racji położenia na wysokości 2 tys. m nad akwenem nieustannie panuje przyjemny chłód, orzeźwiający w trakcie upalnego lata. Zbiornik niebiańsko kołyszący się pośród gęstych lasów sosnowych, strzelistych wzgórz i trawiastych łąk zasilany jest wodą z topniejących lodowców. Rześkie powietrze zachęca do długich wędrówek po wyznaczonych szlakach okalających błękit skryty wśród zieleni i skał. Podczas wędrówki można spotkać leniwe bydło wypasające się na bujnych łąkach, tradycyjne jurty, w których mieszkają pasterze, kozice górskie wędrujące wysokimi graniami i turystów szykujących się na wysokogórską wspinaczkę. W chwili słabości warto zapytać miejscowych o „kumys” – napój alkoholowy wytwarzany ze sfermentowanego kobylego mleka. Hami (Kumul) – podróżnicy zmierzający do Ałtaju od strony wschodnich Chin trafiają najczęściej do największej oazy w okolicy, słynącej z uprawy melonów. Od wieków było to jedyne żyzne i urodzajne miejsce w okolicy i tam właśnie schronienie znajdowali kupcy podróżujący handlowym traktem. Chociaż początki osady sięgają II w. pierwsi Chińczycy pojawili się tam około 70 r. by utworzyć wojskową komendę sprawującą władzę nad ludem zamieszkującym okolicę. Plemiona koczownicze niejednokrotnie niszczyły garnizon i rabowały kupców przemierzających północną nitkę Jedwabnego Szlaku. Miasto pozostawało pod panowaniem chińskim do VIII w., czyli do momentu kiedy w północno-zachodnich Chinach pojawili się Tybetańczycy, a Hami przeszło po panowanie ludu Ujgurów zamieszkujących tam do dziś. Przez Ałtaj w XIII stuleciu przetoczyła się fala mongolskiego potopu, pozostawiająca po sobie na kilka stuleci potomków słynnego Czyngis-chana. Wtedy odrodziła się handlowa komunikacja z Europą, a Hami w swoich relacjach opisał podróżnik Marco Polo zwiedzający tę część świata. XIV wiek to już dominacja dynastii Ming, która na dobre zaczęła rządzić Chinami. Chociaż w kolejnych stuleciach ważna osada strategiczna była nękana licznymi najazdami sąsiednich państw, pozostawała pod władzą chińską. Z tego miejsca Chińczycy wyruszali na tłumienie powstań w Turkiestanie Wschodnim – krainy podbitej w późniejszym czasie i nazwanej Sinciang. Początek XX wieku przyniósł ze sobą kolejne konflikty, w które zaangażowała się Armia Czerwona, a prowincja Sinciang stała się w latach pięćdziesiątych Ujgurskim Regionem Autonomicznym, pozostając jednak pod zwierzchnictwem Chin. Obecnie miasto Hami jest spokojną oazą z panującym wokoło krajobrazem pustynnym i terenami bogatymi w złoża ropy naftowej. Nie ma tam zbyt wielu zabytków, ale warto zobaczyć Groby Królów Hami – Hui Wang Fen, którzy władzę w mieście sprawowali w latach 1697-1930. Zwiedzić można także miejscowy meczet, muzeum oraz mauzolea, których historię najlepiej opowiada przewodnik. Drugim istotnym miejscem jest grobowiec Gessa – jednego z pierwszych islamskich misjonarzy działających na terenie Chin. W Hami nie ma problemu ze znalezieniem noclegu, gdyż jest to jedyne w okolicy miasto z bazą hotelową. Jaskinie Mogao – tajemnicze groty położone niedaleko miasta Dunhuang są największą atrakcją tej części Chin. Jedno z najwspanialszych, archeologicznych odkryć na Wschodzie zostało założone około 366 r. i składa się z systemu kilkuset jaskiń skrywających w swych mrocznych przestrzeniach znakomite dzieła chińskiej sztuki. Niemal w każdej grocie znajduje się posąg Buddy, wspaniałe malowidła ścienne i unikalne świątynie zadziwiające pomysłowym wykonaniem. Kompleks Mogao powstał w czasach, kiedy w Chinach dominował taoizm i konfucjanizm oraz buddyzm związany z rozwojem Jedwabnego Szlaku, wraz z którym pojawili się kupcy, handlarze, rzemieślnicy, artyści i wędrujący mnisi. Dlatego zwiedzając jaskinie można prześledzić dzieje całej chińskiej sztuki kształtującej się na przestrzeni wieków. W niektórych malowidłach zdobiących pomieszczenia widać również obce wpływy prezentujące posągi Buddy w niecodziennych odsłonach, a także sceny batalistyczne i opowieści narracyjne odnoszące się do dziejów poszczególnych dynastii. Bogactwo malarstwa, różnorodna stylistyka rzeźbiarska i niekończące się trasy turystyczne sprawiają, że w Jaskiniach Mogao można spędzić zarówno kształcącą, jak i fascynującą przygodę. W okolicy znajduje się także Źródło Półksiężyca – wzbudzające podziw jezioro otoczone wydmami i zasilane podziemnymi wodami oraz Góry Śpiewającego Piasku – Mingsha Shan, które można zwiedzić na wielbłądzie. Intrygujący dźwięk szumiącego wiatru będzie z pewnością doskonałym tematem do opowiadania po powrocie z wakacyjnych wojaży.
pustynia takla makan mapa